Czas trwania utworu kojarzy się nieodparcie z latami 50. i początkami rokendrola. Jednakże sposób podania tego esencjonalnego dania był w 1970 roku inny i wyprzedzający prawie wszystko, co dotąd nagrano.
[more]
*
Greta Van Fleet braci Kiszków i ich kuzyna Wagnera zdobyła sobie serca niektórych Trójkowych dziennikarzy oraz słuchaczy, szczególnie tych stęsknionych za starym, porządnym łojeniem. Obecność najpierw jednego, a potem kolejnego utworu tego kwartetu na antenie i następnie w samym czubie listy przebojów, każdorazowo przypominała nam o źródle pochodzenia tych dźwięków. Albowiem źródło jest tu jednoznaczne – i jedno.
I pewnie ten fakt sprowokował redaktorów do wciągnięcia do zestawu propozycji do LP3 utworu, który… No właśnie, gdyby nie on i jedna z ostatnich w niedużej kolekcji pocztówek moich starszych braci, formację Led Zeppelin, jak wiele innych, poznawałbym tak naprawdę mocno ex post. Jeden kawałek wiosny oczywiście nie czyni i nie uczynił, ale wpisany we właściwy czas – czas swojego powstania – pozwolił mi na uzyskanie zupełnie innego kontekstu, a pewnie i osobistego, jako konsumenta muzyki, za przeproszeniem, backgroundu.
„W tym czasie położono podwaliny nie tylko pod następny album, ale także pod kolejne trzy – stanowiące szczytowe osiągnięcia grupy. Plant wraz z Page’em stali się kreatywną awangardą formacji, a inspiracje czerpali z wirującego wokół nich bogatego muzycznego potpourri. Dzięki niemu tworzyli muzykę zakorzenioną w przeszłości. Chwilami brzmiała ona jednak jak z innego świata. Powstała w efekcie głębokich przemyśleń i dzięki poczuciu cudownej izolacji, dosłownie i w przenośni”.*
Trzeci album LZ zasmakował mi szczególnie i upływ kolejnych dekad niczego w tym względzie nie zmienił. Wciąż fascynuje mnie pierwszy w historii rocka set unplugged, którym jest druga strona analogowej wersji płyty, niezmiennie zakochany jestem w najpiękniejszym i najbardziej rozdzierającym bluesie świata, czyli Since I’ve Been Loving You. I wciąż mam ciary na plecach, gdy słucham kawałka, który został nagrany jako jeden z ostatnich. Niezmiennie zachwycony jestem formą – dwiema minutami i dwudziestoma sześcioma sekundami, w których mieści się to wszystko. Czas trwania i nieszczególnie skomplikowana faktura kojarzą się nieodparcie z latami 50. i początkami rokendrola, jednakże sposób podania tego esencjonalnego dania był wtedy – w 1970 roku – inny i wyprzedzający prawie wszystko, co dotąd nagrano. Prawie, bo wcześniejszy krążek LZ otwiera cechująca się równie potężnym riffem kompozycja Whole Lotta Love. Do dziś w mocnym graniu nie wymyślono niczego równie spektakularnego, nie bójmy się tego słowa: niczego nowego.
Immigrant Song rozpędza się w piorunującym tempie – sto kilometrów na godzinę osiąga już w trzeciej sekundzie, a gdy w osiemnastej do gitary i wtórującej jej perkusji dołącza porażający mocą bas – zespołu nic już nie jest w stanie zatrzymać. Plant tnie swym głosem powietrze na strzępy i wyśpiewuje „okrzyk wojenny Zeppelinów: „Młot bogów skieruje nasze statki ku nowym lądom, ku walce z hordą, śpiewając i krzycząc, Valhallo, nadchodzę*
Z tej sielanki powstała zaczynająca się od trzęsienia ziemi znakomita płyta. Nawet jeśli – jak pisze biograf Planta – pozostaje najbardziej niedocenioną.
_________________
* Paul Rees, Życie. Robert Plant, Bukowy Las, 2014.
[W NaTemat:8 kwietnia 2018]